Thursday, April 30, 2009

Majowy Berlin


Powiększ mapę

Oskary w mieście 1000 i 1 Żurawia.

Do Berlina wybraliśmy się w 9-osobowym składzie wspierani przez Garetha z Goryli, podzielonym na 2 samochody. Pojechaliśmy w 2 turach: rano wyruszyli Kuba, Marta, Ola, Michał i wspomniany wyżej Gareth, natomiast wieczorem wystartowała fajniejsza część drużyny, czyli Szymon a.k.a Kojiro, Maciej zwany Mikem Forsą, Mirek (All disc mine) i Anetka. Ekipa z Yarisa Anetki udowodniła, że dla chcącego nic trudnego i dojechała do Berlina w 8 godzin. Wracając wczoraj drugim samochodem i pokonując trasę w 5 godzin uświadomiłem sobie, że to chyba nie był dobry wynik, hehe.

Do rzeczy. Turniej liczył 6 drużyn (początkowo liczyć miał 16) - 4 niemieckie, 1 polską i jedną z Belgii (która jak się później okazało wygrała go w cuglach gromiąc w finale Niemców 13-6). Warunki były niezłe, sala gimnastyczna cała dla Nas, boisko od niej oddalone było o 30 metrów, zatem nie było możliwości spóźnić się na mecz. Gierki miały się rozpocząć w sobotę od 10.00 i graliśmy do 13 zdobytych punktów bez limitu czasu, co z perspektywy czasu okazało się bardzo męczące.

Rozpoczęliśmy o 10.00 z Belgami (Mooncatchers), którzy grali na trochę innym poziomie niż my i rozbili Nas 13-5, po dramatycznym w naszym wykonaniu meczu. Mieliśmy wiele szans, żeby wynik wyglądał inaczej ale po 3 godzinach snu nie każdy jeszcze wiedział gdzie jest i mecz zakończył się bardzo szybko, praktycznie bez walki i większej zaciętości.

Drugi mecz tamtej pięknej, słonecznej soboty zagraliśmy z Niemcami (Bomb Squad z Szymkiem na pokładzie) i już było odrobinę lepiej, bo do połowy przegrywaliśmy 7-5, ale końcowy wynik znów był dla Nas bardzo niekorzystny: 13-7.

Morale w drużynie jednak nie upadły i w 3 meczu z kolejną niemiecką drużyną (disCurs) wygraliśmy 13-7, totalnie dominując i kontrolując całe spotkanie. Niestety nie obyło się bez kłótni z przeciwnikami, którzy moim zdaniem nie potrafili się pogodzić z porażką i tym, że są słabsi. Spirytu nie było w ogóle. Należy tu nadmienić, że mecz trwał bagatela 1,5 godziny w pełnym słońcu przy bezwietrznej pogodzie (to było morderstwo).

Padając na twarze (zagraliśmy 3 ponad-godzinne mecze z rzędu - znowu wydoili Polaczków) przystąpiliśmy do ostatniej potyczki (z zespołem Baltimate) wyglądając jak dzieci wojny i rozpaczy i przegraliśmy 13-8, mając bardzo dużo szans na zdobycie większej ilości punktów.

Po licznych kroplówkach, zabiegach kriogenicznych, kąpielach w wodospadzie oraz natarciu śniegiem z lodówki, ruszyliśmy na miacho. Przyznaję, że trochę robiące wrażenie, ale bez przesady, nie w takich miejscach się bywało, hehe.

Po powrocie położyliśmy się spać w miarę wcześnie i każdy z Nas zaaplikował sobie około 8 godzin snu, co postawiło wszystkich na nogi i do porannej batalii z YeaHaw przystąpiliśmy w lepszych nastrojach. Oczywiście okazało się to totalną fikcją, bo do przerwy przegrywaliśmy 7-0. Właśnie wtedy założyłem moją rękę sprawiedliwości i każdy dostał po liściu, co o dziwo zadziałało i dojechaliśmy ich na 9-7. Niestety zabrakło sił na więcej i ostatecznie przegraliśmy 13-7.

Ostatni mecz graliśmy po ponad 2-godzinnej przerwie i po osiągnięciu ostatecznej regeneracji zagraliśmy z drużyną, która mając problemy z dotarciem na boisko, wsparła się całym składem YeaHaw + jednym z najlepszych graczy na turnieju (czyli chłopakiem, który był szybszy od samolotu). Niezrażeni tym faktem, rozegraliśmy w końcu najlepszy mecz na turnieju. Rozpoczęło się od 3-0 dla Nas, ale po kilku krótkich akcjach było już 6-5. Niemcy odjechali na 10-7 i złudnie było szukać powrotu do meczu. Jednakże po kilku akcjach zaczepnych, fantastycznych obronach nie
wiadomo skąd, wyszliśmy na prowadzenie 11-10. Wtedy tak na dobra sprawę zrobił się prawdziwy fizyczny mecz, gra się zaostrzyła i zrobiło się nerwowo. Niemcy prowadzili już 12-11 i pozostawali w posiadaniu dysku, naszą odpowiedzią na ten stan była obrona i punkt, hehe. Musieliśmy grać do 2 pkt. przewagi. W kolejnych upływających minutach zmęczenie bardzo narastało i wynik co chwila się zmieniał. Gdy po wielu akcjach ustał na remisie 14-14, wzięliśmy czas i postanowiliśmy wypluć płuca, ale odnieść niezwykle cenne zwycięstwo. Niemcy mając dysk grali tylko 1 dziewczyną, a my 3. Wykorzystali ten fakt i wygrali po niezwykle dramatycznym meczu 15-14.

Po turnieju i bardzo miłej gościnie ze strony organizatorów zebraliśmy się do kupy i ruszyliśmy do Łodzi.

To był naprawdę bardzo fajny turniej, wszyscy niezwykle się starali, walczyli i pozostawili wiele zdrowia na boisku. Uważam, że wniósł wiele pewności siebie do Naszej drużyny i pokazał w jakim kierunku musimy podążać, żeby się stale rozwijać i w końcu pewnego dnia zdemolować wszystkie polskie drużyny. Trudno wyróżnić kogokolwiek, ale uważam osobiście,że Marta grała bardzo dobrze i stale się polepsza, Mirek, Michał, Maciej jak zwykle nadawali ton grze, a cuty i szybkość Kuby okazały się bezcenne. Gareth stanowił doskonałe uzupełnienie Oskarów, Ola handlowała bardzo dobrze i Anetka walczyła jak nigdy.

(Na koniec zostaliśmy uraczeni szampanem za The Longest Trip i belgijskim piwem od superfajnej drużyny Mooncatchers. To był bardzo oldschoolowy turniej - jak mówili Ci bardziej doświadczeni, a my zaprzyjaźniliśmy się z przesympatycznym składem Baltimate z Lubeck i wspomnianymi już Belgami z Brukseli i z pewnością zobaczymy się na niejednym turnieju)

To tyle moi drodzy, teraz Breslau.

Szymon

Zdjęcia:

Zdjęcia 2:

5 comments:

  1. Olu, widzę że nie możesz się doczekać :)

    Sprawdzałem drużyny z rozpiski, w szczególności te, o których jeszcze nie słyszałem. Na sam początek najciekawiej zapowiada się mecz z Mooncatchers - kilkukrotnymi mistrzami Belgii (outdoor/indoor).

    Na pocieszenie fakt, że w Belgii chyba nie ma wielu drużyn :)

    ReplyDelete
  2. jou, nieźle oszukaliśmy z tym the longest trip, bo z Łodzi do Berlina niecałe 5 stówek, a z Brukselki grubo powyżej 7, ale co tam, 6000 robi wrażenie, a Gaizka wystartowała po butelkę szybciej, niż do cuta ;]

    ReplyDelete
  3. Hehe trza zrobić popijawę bo u mnie chłodzi się szampan z zielonki.Rzućcie jakieś terminy i pijemy.

    ReplyDelete
  4. hej hej, tu jest link do części zdjęć z Berlina. niestety nie wiem jak umieścić je na blogu więc podaję link :/

    http://picasaweb.google.pl/Marta.Gielec/AIRBERLIN2009#

    ReplyDelete
  5. myślę, że ziom z dyskiem na zdjęciu to mega wymiatacz.

    ReplyDelete