Tuesday, March 24, 2009

Zdobywcy w Trzemesznie

Jak przystało na pierwszy dzień wiosny drogi odtajały i zrobiły się przejezdne. Wykorzystaliśmy to skwapliwie i w sile ośmiu dysków wyruszyliśmy na turniej do Trzemeszna. Podróż przebiegła znakomicie, Lanos Michała rwał do przodu jak strzała, Yaris Anety powożony przez Mirka nadrabiał zwinnością i śmiało wciskał się na autostradzie na trzeciego między tiry. Tak radośnie dojechaliśmy do kolebki Cycków, gdzie czekała na nas miła niespodzianka w postaci poznańskich Goryli, którzy również postanowili stanąć w szranki w trzemeszeńskim spotkaniu z plackiem.

Rzutowa rozgrzewka, trochę popisówy i zaczęliśmy pierwsze starcie z Gorylami. Pomimo wielkiego zaangażowania i woli walki rozbrat z dyskiem był aż nadto widoczny w poznańskiej ekipie. Wykorzystaliśmy to bezwzględnie i gładko wygraliśmy starcie. Następne, z gospodarzami eventu, nie było już tak łatwe. Przeciwnik poukładany, grający z pomysłem w ataku, niemniej jednak w obronie nie szło mu tak dobrze – jego strefa nie zawsze funkcjonowała, z czego również robiliśmy pożytek. Efekt: drugie zwycięstwo dla nas. W obydwu meczach popełnialiśmy jednakże sporo głupich błędów, zatem gdy Goryle uganiały się za Cyckami analizowaliśmy je (błędy, nie cycki), zgodnie konstatując, że nie mogą się powtórzyć. Gdy przyszedł czas na rewanż okazało się, że tak naprawdę to nie Frisbee pochłaniało naszą uwagę i podlegało naszej analizie. Goryle po początkowym marazmie oswoiły się już z dyskiem, a bogatsze w doświadczenia z poprzednich meczów zaczęły składać coraz lepsze akcje. My natomiast ciągle jeszcze zaaferowani nogami Renaty z Titsów nie potrafiliśmy skupić swych myśli na niczym innym, popełnialiśmy błąd za błędem i nie byliśmy w stanie zaprezentować niczego więcej, niż dramatu. Na szczęście kilka płaskich wymierzonych nam przez Szymona i politowanie na twarzy Anety pozwoliło nam wrócić z dalekiej podróży i poukładać grę, ostatecznie wygrywając potyczkę. Drugi mecz z Trzemesznem ku naszemu przerażeniu znów zaczął się chaosem, z niewiadomych przyczyn Renatę kryliśmy we trzech, czterech na raz, co umożliwiło reszcie Cycków łatwo zdobywać punkty. Renata niemiłosiernie wykorzystywała atut swoich nóg. W porę jednak przypomnieliśmy sobie, że będzie jeszcze czas nacieszyć się tym widokiem we Wrocławiu, zwarliśmy szyki, odrobiliśmy straty i doprowadziliśmy do czwartego zwycięstwa.

Starcia klubów były bardzo emocjonujące, a wszystkie drużyny zaprezentowały się znakomicie i zasłużenie znalazły się na podium. Po krótkiej przerwie spędzonej na krotochwilach wszyscy gracze zebrani w trzemeszeńskiej hali podzielili się na trzy hut-owe drużyny, wśród których prym wiodła ta z Szymonem, Gajorem, Garretem i Sławkiem, którzy tworzyli przewagę optyczną. Śmiechu i zabawie nie było końca, a gdy czas grania dobiegł końca, udaliśmy się wspólnie na kotleta. Następnie pożegnaliśmy się obiecując dozgonną przyjaźń i każdy ruszył w swoją stronę. Oby więcej takich spotkań.

Mike F

Kiedy tylko nadejdzie taka możliwość, okrasimy relację zdjęciami.
5!

2 comments:

  1. Jasne, jasne
    Z tego wynika, że Wasze błędy wynikały tylko z napalania się :D

    ReplyDelete
  2. Powaga, gdybyś widział inne mecze, uwierzyłbyś na słowo ;)

    A chłopakom oczy świeciły się przez całą powrotną podróż. Coś musicie z tym fantem zrobić.

    ReplyDelete