Wednesday, July 14, 2010

3 miejsce w Magdeburgu - relacjonuje Szymon, hehehehe

9 lipca 2010r wyruszyliśmy na nasz 5 zagraniczny turniej w dotychczasowej historii istnienia łódzkiej drużyny. Miejscem spędzonego weekendu pod znakiem dysku tym razem stał się Magdeburg, czyli miasto położone od Łodzi w odległości 600 km. W piątek koło godziny 16 wyruszyła pierwsza ekpia, głównie ludzie bezrobotni, pozytywni, szaleni i spokojni heheh natomiast przed godziną 20 ekpia ludzi barwnych, miłych, uczynnych i konkretnych, heheheheheheheheehehe.
Podróż była dość męcząca z uwagi na temperaturę i liczbę kilometrów do przejechania. Toyota Yaris i Ford Focus mknęły jak strzały, wyciskały wszystko, co fabryki dały, hehehehe. O godzinie 3 dotarliśmy na miejsce, po godzinie błądzenia (to już tradycja u Hansów) zadokowaliśmy w noclegowni czyli miejskim parku. Część ludzi pod namiotami, część w samochodzie, czyli tylko ja, hehehehehe.
W sobotę o godzinie 9 zainaugurowaliśmy w meczu z drużyną Baltimate. W zasadzie rzadko jeździmy na zagraniczne turnieje dlatego ta nazwa była dla nas tak samo egzotyczna jak pozostałych drużyn
Mecz rozpoczęliśmy w składzie Maciek, Ola, Krzysio, Mirek, Anetka, Cube, Martusia i Szymonek. Po kilku minutach osiągnęliśmy przewagę 5-1 co dało nam komfort grania i spokój zarówno w ataku jak i obronie. Niemcy próbowali wrócić ale wszystko na co było ich stać to zbliżenie się do nas na 2 punkty, mecz zakończył się wynikiem 8-6 dla Łodzi.
Po kilku chwilach okazało się, że następy mecz będziemy grali w 6 osób gdyż Cube i Marcikowska musieli coś na mieście załatwić  i zapowiadało się grańsko do utraty przytomności. Pogoda się rozkręcała z minuty na minutę o godzinie 12 temperatura osiągnęła 39°C i bez pomocy zraszacza ustawionego przy boisku moglibyśmy skończyć na niemieckim OJOMIE.
Drugie spotkanie to Enzonis i wreszcie odnaleźliśmy zaginionego brata Maćka. Chłopaki między sobą cudownie się dogadywali i atmosfera dzięki temu też była bajeczna. Po twardym i wyczerpującym meczu zremisowaliśmy 7-7 przy czy to Niemcy osiągnęli remis last pointem.
W skrajnie tropikalnych warunkach w każdej wolnej chwili chłodziliśmy się w pod prysznicami, w brodziku, przy zraszaczu i piwie.
Trzeci mecz to walka na śmierć z Goldfingers. Cały mecz praktycznie punt za punkt do stanu 6-5 dla Goldfigers. Ostatnie dwa punkty należały da nas i zwyciężyliśmy 7-6.Bardzo rozochoceni tym wynikiem postanowiliśmy 4 mecz też wygrać tym bardziej, że przyszło nam grać z Rotatos Potatos, buehehehehe, ta nazwa wskazywała łatwiutkie zwycięstwo. No cóż byliśmy dalecy od prawdy, zachodni sąsiedzi przeprowadzili w pierwszych minutach prawdziwy blitzkrieg na naszej obronie i wyszli na prowadzenie 3-0, a następnie 4-1. Jednak nauczeni doświadczeniami postanowiliśmy nie tracić głowy i grać konsekwentnie, tzn. krótko i skutecznie, hehehe. Z upływem minut my napieraliśmy, a Potatosy słabły. Końcówka to już nasza dominacja i hegemonia a mecz zakończyliśmy wynikiem 9-5.
Z wynikiem 3 zwycięstwa i 1 remis pojechaliśmy na miasto coś zjeść i upajać się naszym sukcesem. Oczywiście świetnie się bawiliśmy i miło spędziliśmy czas. Wieczorem wróciliśmy do Parku i poszliśmy na mecz Niemcy-Urugwaj. Bardzo mocno dopingowaliśmy reprezentantów Ameryki Południowej, co nie spotkało się z wielkim entuzjazmem, heheheehehe. Jeszcze krótkie zwiedzanie, kilka nieporozumień, 1000 ukąszeń komarów i położyliśmy się spać.
W niedziele musieliśmy rano dokończyć mecz grupowy z Team Nukular i wynikiem 13-3 zamknęliśmy grupę zajmując drugie miejsce.
W półfinale mierzyliśmy się z Teen Spirit to dość młoda i bardzo wybiegana drużyna, praktycznie zbudowana z samych handlerów i kilku middlów. Mecz katastrofa w naszym wykonaniu, ale obiektywnie muszę stwierdzić, że przeciwnicy wymusili na nas większość błędów i wygrali 7-4.
Po otrząśnięciu się z tej porażki zagraliśmy o 3 miejsce z Enzonis z którym zremisowaliśmy w grupie, tym razem było inaczej. Z pomocą Cuba i Marty zwyciężyliśmy po chwycie Marty na 7-5. W tym meczu Ola wyczesała lay-out życia przy linii to chyba dało nam największą satysfakcję. Gratulacje !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! .
Po turnieju szybko się umyliśmy i pędząc 160 km/h prędkością roboczą dojechaliśmy na finał Mistrzostw Świata do Koła gdzie zobaczyłem najbardziej padliniarski mecz ever.

Ogólnie ten wypad dał nam dużo pewności siebie i zaufania do własnych umiejętności, dzienks dla wszystkich którzy reprezentowali Łódź, a także dla tych, którzy chcieli być, a nie mogli, Michała, Rodzeństwa, Popka i Julii.
Kolejny turniej jaki zagramy to dopiero Mistrzostwa Polski zatem mamy dużo czasu na przygotowania, ale z racji tego że już w ogóle nie trenujemy kolejny dysk będę dzierżył w dłoni dopiero w Sosnowcu:)))))))))))))))))))))))))))))))).

No comments:

Post a Comment